piątek, 12 października 2012

Rozdział V „-Aaaa! Ty masz na sobie paski? Dlaczego nosisz paski? Paski są moje!!”

2 dzień wakacji

Promienie słońca wpadające do pokoju rzez okno świeciły Belli prosto w oczy. Obudziła się. Na zegarku była już 12.30. „kurde zaspałam” – pomyślała. Szybko wstała i poszła pod prysznic. Po 30 minutach naszykowana zeszła na dół. Była ubrana w czerwoną luźną koszulkę z napisem „Hug Me” i spodnie w biało – niebieskie pionowe paski. Do tego białe trampki, kilka bransoletek i małe kolczyki z uśmiechniętą buźką. Na stole w kuchni znalazła karteczkę od cioci: „Pojechałam już do redakcji, mam dzisiaj pomagać przy wywiadzie z jakimś znanym zespołem. Jackoba wzięłam ze sobą. Nie chciałam Cię budzić. Na pewno byłaś zmęczona. Przyjedź do redakcji jak najszybciej będziesz mogła.” Na dole był jeszcze adres. Bella szybko zjadła płatki i poszła na stację metra. 20 minut później była na miejscu. Skierowali ją na 2 piętro. Ciocię spotkała na korytarzu.
- Przepraszam Mag. Już go biore a ty leć spełniaj marzenia – powiedziała Bella.
- O dzięki Bogu już jesteś. Akurat w dobrym momencie. Zajmij się małym, powinnam skończyć za 1,5 godziny.
- Dobrze, dobrze. Leć już.
-An! Cześć! – powiedział Jackob – Wiesz chciałem Cię obudzić rano ale mama mi nie pozwoliła. Musiałem na Ciebie długo czekać.
- Już jestem. Przepraszam, ze tak długo ale późno się obudziłam. Chodź znajdźmy jakieś miejsce gdzie możemy usiąść i się pobawić. Patrz co Ci przyniosłam – powiedziała dziewczyna podnosząc do góry małą paczkę.
- LEGO!! – wykrzyknął szczęśliwy Jackob – Chodź szybko znajdźmy to miejsce.
W końcu znaleźli pomieszczenie, w którym oprócz kilku zakurzonych kartonów nic nie było.
~~~~~~~~ ~~~~~ ****** ~~~~~~~~~~~~

02.06.2012r, poniedziałek, południe, redakcja Teen
Co za początek dnia. Margaret nie obudziła mnie rano gdy wychodziła do pracy, żebym zajęła się Jackobem. Zdążyłam kilka chwil przed rozpoczęciem się wywiadu. Uff. Teraz siedzę z małym w jakimś dawno nieużywanym pomieszczeniu. Przyniosłam mu lego wiec ma zajęcie. Siedzi i układa wóz strażacki. O FUCK…… !!! Nie ma go. Cholera.
~~~~~~~~ ~~~~~ ****** ~~~~~~~~~~~~

Anabell wybiegła z pokoju. Kolejno przeszukiwała wszystkie pomieszczenia, które znajdowały się w rzadko odwiedzanej części budynku. Nigdzie nie mogła znaleźć Jackoba. Gdy przeszukała już wszystkie pomieszczenia w „starszej części” poszła w stronę garderob. „Matko gdzie on mógł się schować” – pomyślała zdenerwowana. Szukała dzieciaka już od 15 minut. Po kolei odwiedzała garderoby, na szczęście nie było z nich ludzi ani żadnych gwiazd. Przy chyba 15 drzwiach usłyszała dochodzącą z pokoju rozmowę „Tu musi być Jackob” – powiedziała pod nosem. Otworzyła drzwi a jej oczom ukazał się śmieszny obrazek. Jackob siedział na podłodze a obok niego jakiś dorosły chłopak, ubrany w koszulkę w biało-niebieskie paski i czerwone spodnie. Bawili się Lego.
- Jackob nareszcie Cię znalazłam – powiedziała podbiegając do dziecka i przytulając je mocno.
- Spokojnie nic mu się nie stało – powiedział nieznajomy. Bella skądś znała ten głos. Spojrzała się na niego i…
- OMG! Nie wierzę!. Jesteś Louis prawda? Louis Tomlinson?! Nie wierzę że spotkałam króla pasków. :D
- Haha. Tak, to ja. A ty jak masz na imię?
- Anabell. Ale wszyscy mówią na mnie Bella.
- Szczerze? Moim zdaniem lepiej pasuje Ana lub An.
-Hmm. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Jak to się stało, że siedzisz u z moim kuzynem?
- Byłem akurat na korytarzu i zobaczyłem go siedzącego przy ścianie z klockami Lego w ręku. Płakał. No to wziąłem go do swojej garderoby i zacząłem się z nim bawić. Ma na imię Jackob prawda?
- Tak. Sorki za kłopot. Już go biorę tylko mam jeszcze jedno pytanie.
- Tak?
- Dasz mi swój autograf? – powiedziała Anabell wstając z podłogi. Wcześniej gadali na siedząco.
-Jasne. Poczekaj chwilę – powiedział i poszedł w głąb pokoju. Wrócił ze swoim zdjęciem i nabazgranym na nim podpisem.
- Wielkie dzięki.
- Aaaa! Ty masz na sobie paski? Tylko ja mogę nosić paski. Paski są MOJE!
- Oj no sorka, nie wiedziałam że Cię dzisiaj spotkam. Inaczej ubrałabym krate. - powiedziała dziewczyna lekko zdezorientowana. Nie wiedziała czy jej idol mówi serio czy żartuje.
– Musze już iść. Jackob chodź pobawisz się gdzie indziej.
- Ej, Ana poczekaj – krzyknął Louis za dziewczyną ale ona już tego nie usłyszała. Było mu trochę głupio. To miały być żarty a ona potraktowała jego słowa tak poważnie. Widać że przez moment chciała się roześmiać lecz jego kamienna twarz była zbyt poważna. Louis podniósł z ziemi mały zeszyt. Wyglądał jak pamiętnik. „O zostawiła coś” – pomyślał.

Kilka godzin później….
- Ciociu nie widziałaś gdzieś mojego pamiętnika?
- Nie. Sprawdzałaś w pokoju?
- Tak szukałam wszędzie ale jakby zapadł się pod ziemie.
- Sprawdź jeszcze raz.
- OK. OK.

*dzwonek do drzwi*

- An idź otwórz, bo ja nie mogę! – krzyknęła Margaret.
- Dobrze, już idę!
An otworzyła drzwi zupełnie nie spodziewając się za nimi … Louisa Tomlinsona.
- Ok. To chyba sen. Kurcze fajny ten sen – zaczęła mówić dziewczyna.
- Hmm… to raczej nie sen – roześmiał się Lou – Wtedy w garderobie tak szybko wyszłaś, że nie zdążyłem Ci tego oddać.
Chłopak wyciągnął w jej stronę rękę z …
- O to tu jest mój pamiętnik! Szukałam go chyba z 2 godziny. Dzięki.
- Nie ma za co. Znalazłem go na ziemi po tym jak wyszłaś.
- Mam nadzieje ze go nie przeczytałeś.
- Cóż szczerze mówiąc chciałem. Przekartkowałem kilka stron ale nic z tego nie zrozumiałem. Nie jesteś stąd prawda?
- Nie. Mieszkam w Polsce. Przyjechałam tu do cioci na wakacje.
- Szkoda. Chętnie bym się dowiedział co siedzi w Twojej ślicznej główce.
- Nie mów tak bo się zarumienię. Naprawdę masz szczęście że tego nie przeczytałeś.
- Czemu?
- Bo miałbyś koszmary do końca życia – zaśmiała się dziewczyna – Skąd wiedziałeś gdzie mnie szukać?
- No wiesz na ostatniej stronie jest Twój numer telefonu i adres. Właściwie dwa adresy, ale w Londynie nie ma ulicy Królewskiej. Dobrze mówię?
- No tak. To jest ulica przy której mieszkam w Warszawie. A poza tym źle to wymawiasz.
Przez następne piec minut chłopak próbował poprawnie wymówić nazwę ulicy. W końcu zrezygnowany powiedział:
- Dobra, poddaje się. Polski to bardzo dziwny język.
- Heh. Dla mnie to bułka z masłem. Spróbuj powiedzieć „stół z powyłamywanymi nogami”.
- Yyyy. Mogłabyś to powtórzyć?
- Stół z powyłamywanymi nogami. Nigdy tego nie powiesz.
- Kiedyś mi się uda.
- Nie powiedziałabym.
- Zakład?
- O co?
- Jeżeli mi się uda, to pojedziesz ze mną na zjazd hodowców marchewek. Podobno w tym roku ma być pobity rekord świata na największą marchewkę i muszę to zobaczyć ale nikt nie chce ze mną jechać. Nie rozumiem jak można to przegapić.
- OK. Tylko zanim ty nauczysz się to wypowiadać to ja zdążę się zestarzeć.
- Haha. Nie bądź taka pewna siebie.
- A nawet jeżeli wygrasz zakład to mnie już pewnie nie będzie w Londynie.
- Zobaczymy – odparł chłopak z cwaniackim uśmieszkiem.
- Fajnie się z Toba gada ale może wejdziesz do środka bo stoimy w progu od 30 minut – spytała dziewczyna z cichą nadzieją, że Lou się zgodzi. Niestety odpowiedział:
- Masz rację fajnie się gada ale nie mogę wejść bo umówiłem się z Eleonor. Wiesz kto to prawda?
- No raczej. To Twoja dziewczyna. Wydaje się być miłą osobą.
- Dzięki. Przekaże jej.
- To cześć. Powodzenie na randce i dzięki za zwrot pamiętnika.
- Nie ma sprawy. Pa! – powiedział i podbiegł do auta. Anabell weszła do domu z wielkim bananem na twarzy.
- OMG! Ciociu nie uwierzysz, Louis Tomlinson był przed naszym domem. I przyszedł do mnie! – krzyczała dziewczyna wbiegając do kuchni.
- Louis Tomlinson? Chyba skądś kojarzę to nazwisko.
- No nawet mi nie mów że nie słyszałaś o One Direction, bo zacznę się zastanawiać z kim ja żyje.
- Aaa One Direction. To ten popularny zespół tak? To właśnie oni dzisiaj mieli wywiad przy którym pomagałam.
- Serio?! I nic mi nie powiedziałaś?
- Nie wiedziałam że się nimi interesujesz.
- Heh ciociu to są moi przyszli mężowie. Tylko jeszcze o tym nie wiedzą – powiedziała Bella i wyszła z kuchni. Po drodze usłyszała jeszcze z ust cioci coś co brzmiało mniej więcej jak: „Boże z kim ja mieszkam”.
~~~~~~~~ ~~~~~ ****** ~~~~~~~~~~~~
02.06.2012r, wieczór, dom
Ale dzisiaj się dużo rzeczy wydarzyło. Jackoba znalazłam w garderobie z Louisem Tomlinsonem! Ale byłam zaskoczona. W ogóle to już się bałam że Cie zgubiłam pamiętniczku, ale na szczęście Lou go znalazł i przyniósł. Fajnie się z nim gadało. Szkoda że jest zajęty. Chociaż w sumie to nie przeszkadza mi to, bo nie jestem w nim zabujana jak nastolatka w swoim idolu. Szczerze? Bardziej podoba mi się Harry. Może go poznam? Marzenia. :D Lou byłby fajnym przyjacielem. Wgl to założyłam się z nim, ze nie nauczy się wymawiać „stół z powyłamywanymi nogami”. Jeżeli przegram, to mam z nim jechać na jakiś zjazd hodowców marchewek czy coś. A jak wygram.. Właśnie nie ustaliliśmy co on robi jak ja wygram. Dobra nieważne, nie ustaliliśmy limitu czasowego ani nic. Jutro też musze się zająć Jackobem na kilka godzin, bo ciocia idzie do redakcji. Ten wywiad przy którym pomagała był z 1D. Jak mogła mi o tym nie powiedzieć? Poszukałabym chłopaków i wzięła autografy od każdego. Może udałoby mi się pogadać z Harrym? Koniec tych przemyśleń na dzisiaj.
PS Miałam rację mówiąc że te wakacje będą niezapomniane.
A teraz idę już spać, bo Mag wychodzi do pracy o 8 i muszę wcześnie wstać. Wcześnie jak na wakacje oczywiście.
~~~~~~~~ ~~~~~ ****** ~~~~~~~~~~~~
______________________________________________________________
No więc przed państwem rozdział 5 :D Dzięki za wszystkie wejścia, komentarze i obserwatorów. Mam nadzieje ze rozdział wam się spodoba.  Do następnego rozdziału. PAAA :**** 
PS. w następnym rozdziale pojawi się reszta wariatów. :D
PPS. Jeżeli ktoś chce być informowany to niech napisze swój tt lub nr gg.

3 komentarze:

  1. Rozdział jest świetny, nie mogę doczekać się kolejnego . ;D Pozdrawiam i zapraszam do mnie. :)

    http://where-angels-fall.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. hehe nieźle :) Nie będę się rozpisywać, bo mi to nie wychodzi ;p Ale całkiem nieźle piszesz

    http://one-direction-opowiadanie-i-inne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Geenialnee jak zawsze ; ] PzDr : D ~ Elmo . ♥

    OdpowiedzUsuń